czwartek, 16 lipca 2015

Rice Village Apartments

Jednym z zamieszkiwanych przeze mnie miejsc byl akademik Rice Village Apartments, czyli RVA. Jest to dosc spory budynek, w ktorym mieszkac moga tylko graduate students, czyli np. doktoranci. Miesci sie on niedaleko campusu Rice, w bardzo spokojnej okolicy domkow jednorodzinnych. Jest to chyba jedno z najbezpieczniejszych miejsc w Houstonie i nawet poznym wieczorem nie widzialam tam nigdy podejrzanego towarzystwa. 

Widok z ulicy.
Główne wejście do RVA.
Mieszkanie dzielilam z pewna dziewczyna z Teksasu. Mialysmy wlasne pokoje, wspolny salon, kuchnie i lazienke z dwoma umywalkami. 


Rysunek przedstawiajacy rozklad mego apartamentu.
Do zalet RVA mozna zaliczyc kursujacy stamtad autobus na campus (co 20 minut, dotarcie do mojej laborki zajmowalo mi 10 minut). Dodatkowo, w sobote jezdzi takze autobus do Fiesty (sklepu spozywczego). Kuchnia byla duza i wygodna, moj pokoj takze mial wszystkie niezbedne meble, olbrzymie lozko, bardzo duza szafe. Bylo tam bardzo czysto, wszystkie sprzety wygladaly niemalze jak ze sklepu, choc mialy juz chyba kilka lat. Podejrzewam, ze studenci nieczesto ich uzywali, bo przeciez tutaj nikt nie gotuje, a juz na pewno nie studenci.

Kuchnia.
Wada tego mieszkania byl fakt, ze poza meblami nie bylo doslownie zadnego wyposazenia. Gdybym nie miala znajomych, ktorzy pozyczyli mi poduszki, garnki, talerze itp musialabym sama kupic te wszystkie rzeczy. Zastanawia mnie, jakbym miala to uczynic, skoro autobus zakupowy kursuje jedynie w sobote, komunikacja miejska nie istnieje (zreszta i tak nie wyobrazam sobie jak mialabym to wszystko przewiezc). Zostalaby mi chyba tylko taksowka, a podobno na taksowki trzeba czekac bardzo dlugo, zatem po skonczeniu zakupow moglabym spedzic na parkingu godzine albo i dwie. Zatem jesli ktos zamierza zamieszkac w RVA powinien chyba sprowadzic sie do Houstonu kilka dni wczesniej, nocowac w hotelu i w tym czasie zgromadzic te wszystkie niezbedne rzeczy.
Ciekawy byl rowniez fakt, ze w mieszkaniu znajdowala sie zmywarka do naczyn (ktorej nie uzywalam z racji posiadania 3 talerzy), natomiast nie bylo pralki. Wspolna pralnia znajdowala sie na parterze.
Duży, wspólny salon, w którym niestety nie posiadałyśmy żadnych mebli.
Najwieksza wada RVA byl fakt, ze biuro otwarte bylo od 9 do 19, a jesli cos stalo sie poza godzinami pracy, trzeba bylo czekac do nastepnego dnia. Ktoregos wieczoru wylaczono nam prad w pokoju i naprawienie awarii zajelo prawie 2 dni. Okazalo sie, ze w czasie roku akademickiego studenci sami podpisuja umowy z dostawcami energii, w wakacje zalatwia to RVA, wiec my nie musialysmy tego robic. Niestety ktos z obslugi akademika nie zauwazyl tego faktu, stara umowa sie skonczyla, a moj apartament zostal pozbawiony pradu, a zatem takze cieplej wody (jest podgrzewana) oraz klimatyzacji (co jest chyba jeszcze wieksza katastrofa).
W akademiku bylo bardzo spokojnie. Jesli myslicie, ze mialy tam miejsce imprezy jak na amerykanskich filmach, to jestescie w bledzie. Raz zorganizowano spotkanie integracyjne, na ktorym serwowane byly lody (i nic wiecej). Impreza trwala od 18 do 19, przyszlo ok. 7 osob, nie liczac kuriera UPS, ktory akurat przywiozl paczke oraz policjantki RUPD, ktora miala tego dnia dyzur w okolicy. Nie zdolalismy nawet zjesc wszystkich lodow i ulegly one roztopieniu. Tak imprezuja amerykanscy doktoranci.

Zaproszenie na ice cream social. Przypomniały mi się czasy szkoły podstawowej...
Wyprowadzka z RVA tez byla ciekawa. Trzeba bylo umowic sie z pewnym wyprzedzeniem na 'walk through' apartamentu, podczas ktorego sprawdzany byl stan kazdego sprzetu i elementu wyposazenia mieszkania. Wszelkie potencjalne szkody (w tym nawet brudna wanna!) byly dokladnie wycenione i nie byly to male kwoty. Biorac pod uwage wysokosc czynszu bylam bardzo zaskoczona, gdy zobaczylam taka liste. Na szczescie okazalo sie, ze wszystko bylo w porzadku i udalo mi sie bezproblemowo opuscic to miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz